Namrod
Małpeczka
Dołączył: 17 Wrz 2008
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: warszawa
|
Wysłany: Śro 11:44, 17 Wrz 2008 Temat postu: Moja ocena APS po I szym roku |
|
|
Witam. Z uwagi na ograniczoną ilość miejsca zdecydowałem się na punkty.
1. Rekrutacja i niewłaściwe przypisanie do specjalności.( Zapisałem się na reso wylądowałem na ogólnej, dopiero interwencja dziekana pomogła). Wiem z rozmów, że było to normą a wszelkie próby dojaśnienia spotykały się z inercją dziekanatu( patrz pkt.2), działu planowania.
2.Aparat urzędniczy zwany dziekanatem. Ubogie zdolności interpersonalne, brak umiejętności szukania rozwiązania w połączeniu z przerzucaniem na nas odpowiedzialności za np. dopilnowanie wykładowców by zrobili wpis do USOS.
3.Kompletny brak pomysłu na studia uzpełniające. I to chyba najważniejszy dla mnie argument.
Słuchanie przez rok pana X, który raczej zinteresowany jest afirmacją siebie,własnej wątpliwej elokwentności niż kontaktem ze studentem.Wykłady z których nic nie wynika poza oczywiście ściągami na egzamin.
Wierutne bzdury na ćwiczeniach. Zlepek wszystkiego co ważne w resocjalizacji podany w formie instant. Nie ma czasu zatrzymać się na chwilę i porozmawiać z wykładowcą. Rządzi system klasowy, wykładowca bo ma magistra ma też monopol na wiedzę a student bezrefleksyjnie notuje.
Pisząc o bzdurach mam na myśli nieprawdę jaką w/w mgr. uznawał i przekazywał ( dotyczyło to obligatoryjnej odpłatności za leczenie uzależnień)co jest nie zgodne z ustawą o przeciwdziałaniu narkomanii.
Pan Y nie przychodzi na konsultacje bez podania przyczyny lub przerywa je w połowie zapominając o czekających.
Pani Z "praktyk" na DIAGNOZIE nie uczy rozumienia pacjenta, jego potrzeb i konfliktów osiowych, ale wymaga teorii przepisanej z podręcznika. Przecież o zaburzeniach osobowości to można tony przepisać tylko po co? Ku zadowoleniu pani?. Ponadto wpisuje nam ocenę a powinna być zalka.
Nazbierało się we mnie sporo złości, chwilami czuję się bezradny.
Piszę te słowa pod pseudonimem i w rubryce śmietnik bo nie zależy mi na wywołaniu konfliktu tylko uruchomieniu refleksyjności i zweryfikowaniu pomysłów. Mam też trochę obaw związanych z tym tekstem ponieważ został mi jeszcze rok studiów a mgr warto mieć w tych czasach ( satysfakcja własna, wymogi NFZ, wyższa kategoria zaszeregowania ect)
Piszę te słowa świadomie bo od 2001 pracuję w zawodzie pomagacza na dwóch etatach.Mam za sobą własną psychoterapię,dwa certyfikaty, kilkanaście szkoleń,treningów, superwizji. Wiem co ważne w pracy z drugim człowiekiem, że ten mgr to dopiero początek uczenia się, nabierania doświadczenia, własnego stylu i warsztatu pracy. Nabierania POKORY.
Czy zamiast nudnych wykładów zakończonych amokiem prowadzącego przy egzaminie balansującego na granicy przemocy psychicznej ( pamiętacie biegającego doktorka na ogólnej) wprowadzić formy warsztatowe?
Zyczę udanej lektury i czekam na wasze opinie ( chętniej oceny, nie bądźmy tacy asertywni)
:)
Post został pochwalony 0 razy
|
|